niedziela, 10 maja 2015

Rozdział 2

Już wiem czemu czułam niepokój. Osobą, która się na mnie gapiła, był profesor Wood we własnej osobie. Udając, że go nie zauważyłam, wsiadłam do samochodu. Ręce zaczęły mi się potwornie trząść. Nie miałam pojęcia dlaczego ten mężczyzna tak na mnie działa. To przerażające. Spróbowałam się uspokoić opierając ręce na kierownicy. Zerknęłam w tylne lusterko i zamarłam. Nikogo już nie było za moim samochodem. Chyba już zaczynam tracić zmysły. Wypuściłam głośno powietrze z ust i przekręciłam kluczyk w stacyjce. Zerknęłam jeszcze raz w boczną szybę i aż podskoczyłam. Koło mojego samochodu stał Blaise. Odkręciłam szybę.
-Matko, jak mnie przestraszyłeś - spojrzałam na niego karcącym wzrokiem.
-Wybacz - posłał mi swój stuwatowy uśmiech. - Zauważyłem wasz wcale nie rzucający się w oczy wóz i stwierdziłem, że będziesz tak dobra i mnie podrzucisz.
-Jasne, wsiadaj - mrugnęłam do chłopaka już nieco spokojniejsza.
Blaise ma ciemniejszą karnację, przez co wygląda na opalonego przez cały rok. Strasznie podobał mi się taki koloryt skóry. Do tego miał prawie czarne oczy. Nieco dłuższe czarne włosy postawione na żel trochę już przyklapły. Wyglądał na zmęczonego, ciekawe ile już siedział w tym miejscu... Wsiadł do samochodu z delikatnymi trudnościami, bo miał aż 190cm wzrostu. Przy nim wyglądałam jak karzeł, bo sięgałam mu zaledwie pachy.
-Co ty taka zestresowana dzisiaj? - Dobry humor zawsze mu dopisywał. Chłopak potrafił dogadywać się ze wszystkimi, nawet ze zwierzętami.
-Jakoś tak... Ciężki tydzień - nie czułam się na siłach, żeby opowiadać chłopakowi o mojej dziwnej fobii, a później znosić jego krzywe spojrzenia do końca roku. W trzeciej klasie pewnie będziemy mieli inny rozkład zajęć. W tym roku chodzimy ze sobą na angielski i matematykę, na której razem siedzimy.
-Rozumiem, mi w tym tygodniu dowalili siedem sprawdzianów. Rozumiesz? Siedem. W dodatku z takiego materiału, że nie wiedziałem od czego mam zacząć się uczyć. Ale jakoś poszło - uśmiechnął się do mnie. - Trzeba się teraz jakoś rozerwać na weekendzie. Nie ma co siedzieć w domu.
-Co proponujesz? - zerknęłam na chłopaka, oczywiście żartując. Zauważyłam jednak błysk w jego oczach. Właśnie wyjeżdżałam z parkingu, więc postanowiłam jednak skupić się na drodze.
-Hmm, może kino i lody? - Zerknęłam na niego jeszcze raz nie kryjąc zaskoczenia. Nie spodziewałam się żadnej propozycji.
-Randka?
-Jeśli tylko chcesz.
Zamilkłam na chwilę. Nie miałam i tak nic jutro do roboty, a wypad do kina powinien dobrze mi zrobić.
-To o której przyjedziesz? - wyszczerzyłam się w uśmiechu.
-Koło piątej? O 18 będzie premiera Spidermana w tym nowym kinie, co Ty na to? - widać, że Blaise'owi ulżyło.
-Mi pasuje. Tylko będziesz musiał mnie odstawić przed godziną policyjną. Wiesz, wujek - wymownie na niego spojrzałam.
-Rozumiem - odpowiedział z uśmiechem.
Reszta drogi zeszła nam na gadaniu o błahostkach. Blaise wysiadając posłał mi czarujący uśmiech.
-To do jutra.
-Do zobaczenia - uśmiechnęłam się i wjechałam na parking podziemny pod blokiem.Tak. Mamy taki parking. Lokalne władze nie bardzo wiedziały co zrobić z pieniędzmi na koniec roku, więc postanowili wybudować kilka bloków z parkingami podziemnymi. Bardzo mi to odpowiada, nie mogę zaprzeczyć. Przeprowadziliśmy się do tego miejsca względnie niedawno, bo w zeszłym roku. Wcześniej mieszkaliśmy na obrzeżach miasta w małym domku jednorodzinnym. Wujek jednak stwierdził, że ma dość dbania o cały dom i kupił mieszkanie właśnie w tym bloku. Wjeżdżając windą na swoje piętro zamyśliłam się. Nie wiedziałam co jutro na siebie założyć. Wpatrywałam się w swoje odbicie w lustrze na ścianie windy. Kiedyś zastanawiam się nad przemalowaniem włosów na inny kolor. Jakikolwiek, byle nie były rude. Ale później przyszła moda na miedziany i jako jedna z niewielu mogłam się pochwalić naturalną barwą włosów.
Winda zatrzymała się i wysiadłam. Zamyślona prawie staranowałam starszą panią z pieskiem mieszkającą piętro wyżej. Nie mam pojęcia dlaczego była tutaj, ale pożegnała mnie jakąś uwagą o niewychowanej młodzieży. Olałam ją, bo często miała takie fazy i weszłam do mojego mieszkania. W salonie Adrien oglądał telewizję, a z pokoju który dzielę z bratem dochodziły dźwięki jakiegoś ciężkiego rocka. Czyli wieczór zapowiadał się jak zwykle. Położyłam torebkę na stoliku w korytarzu, zdjęłam buty i poszłam do wujka. Rozsiadłam się na szarej kanapie z czarnymi poduszkami. Cały dom był urządzony dosyć nowocześnie, co bardzo mi się podobało. Lubiłam proste wnętrza. Salon, w którym aktualnie siedziałam, ma białe ściany, z wyjątkiem jednej, na prawo od drzwi. Na niej jest namalowane czarną farbą ogromne drzewo, gałęzie sięgają aż do sufitu. Pod nim właśnie stoi kanapa, a przed nią stoi czarny stolik ze szklanym blatem i półeczką przy podłodze. Okno jest naprzeciw drzwi. Właściwie jest to cała przeszklona ściana. Jest stamtąd naprawdę piękny widok na rozrastające się miasteczko. Na lewo od drzwi stoi telewizor, a za nim jest powieszona czerwona mozaika ze zbitej porcelany, przedstawiająca kobietę w kapeluszu. Przy ścianie naprzeciw okna jest duża czarna szafa i dwa szare fotele, na jednym z nich siedzi właśnie Adrien. Na środku podłogi leży puchaty biało-czarny dywan. Wzięłam na kolana laptopa i przez resztę wieczoru korzystałam z internetu, co jakiś czas zamieniając kilka zdań z wujkiem. Aaron za to nie wychodził z pokoju, widziałam go chyba raz, gdy szedł do łazienki, wydawał się przybity.
Tak minął nam piątkowy wieczór. 

niedziela, 22 marca 2015

Rozdział 1

Witam. Nazywam się Elizabeth Pierce i właśnie siedzę na nudnej biologii w szkole średniej, rysując dzikie wzorki w zeszycie. Profesor Wood zajął się pasjonującym  tematem rozmnażania mchu płonnika. Mimo że jest nauczycielem większość uczennic wzdychała za nim potajemnie. Był naprawdę przystojny. Wysoki, dobrze zbudowany, widać, że o siebie dba. Jego ciemne włosy miały bardzo zdrowy odblask. Męska cześć szkoły podśmiewała się, że raczej nie interesuje go płeć piękna, wręcz przeciwnie, woli chłopców. Nigdy nie widywaliśmy go w towarzystwie kobiet. Ogółem trudno było go spotkać na mieście, a przecież nie było ono aż takie duże.
-Skup się Beth - to mój brat bliźniak Aaron, siedzimy w jednej ławce. Mimo że jesteśmy rodzeństwem i to jeszcze bliźniętami, to nikt by się tego nie spodziewał. On jest wysoki, ma długie, proste, blond włosy i prawie czarne oczy. Ja w przeciwieństwie do niego jestem dosyć niska, mam rude loki i błękitne oczy. Taką dziwną mieszankę genów dostaliśmy podobno po rodzicach. Zmarli niedługo po tym jak skończyliśmy z Aaronem 3 lata. Nie mamy wielu zdjęć i w większości są czarno-białe. Teraz wychowuje nas wujek Adrien, brat mamy. Jest dla nas jak ojciec i naprawdę dobrze nam się z nim żyje.
Wracając do mojego brata, uganiają się za nim tabuny (dosłownie) dziewczyn. Ale on woli zająć się nauką. Z mojego punktu widzenia to dobrze, bo pomagał mi gdy nie radziłam sobie z jakimś materiałem. Za to Adrien zaczynał się o niego martwić. Moim zdaniem niepotrzebnie, Aaron jest bardzo zaradny i dobrze radzi sobie prawie ze wszystkim, poza swoim nałogiem i tańcem. Umrze na raka płuc, ale co tam. Niech chłopak sobie poszaleje. Upomina mnie żebym nie bazgrała w zeszycie, bo Profesor Wood jest bardzo drażliwy na tym punkcie. Na szczęście właśnie zadzwonił dzwonek. To była ostatnia lekcja, na dodatek w piątek, więc skierowałam się prosto na parking, kątem oka jednak zauważyłam, że Aaron chce mi coś powiedzieć, ale się czai, odwróciłam się do niego twarzą.
-No dalej, wyduś to z siebie.
-Skąd ty...
-Jesteśmy bliźniakami, wiesz, parapsychiczne zdolności i takie różne - brat się uśmiechnął.
-Nie pytam o nic więcej. Zapomniałem ci powiedzieć, że dzisiaj musisz wrócić sama, umówiłem się z Victorią.
-W porządku, daj mi tylko kluczyki do samochodu.
Aaron podał mi je i skinął głową na pożegnanie. Udzielał korepetycji Victorii, która była w pierwszej klasie, czyli rok niżej od nas. Węszyłam tam romans, lecz chłopak zapierał się rękami i nogami, że to nic poważnego. Już ja go znam. Tak naprawdę był moją najlepszą przyjaciółką. Z nikim innym raczej się aż tak nie spoufalałam. Rzadko wpuszczaliśmy kogoś do naszego prywatnego światka. To nie tak, że nie chcieliśmy, po prostu nie każdy jest na tyle odważny.
Podeszłam do zadbanego, ciemnoczerwonego garbusa, włożyłam kluczyk do stacyjki i z przyjemnością go przekręciłam. Mechanizm chodził jak złoto. Uwielbiałam nim jeździć, lecz brat rzadko mi na to pozwalał, bo twierdził, że za bardzo szaleję. Moim zdaniem trzeba było wykorzystywać walory tego samochodu. Był w świetnym stanie, więc czasem trzeba było go przepalić, żeby się nie zastał. Mieszkamy niezbyt daleko od szkoły, więc to żadne wyzwanie dla takiego pięknego auta. Dłuższą wycieczkę, taką jak dziś, mógł mieć tylko jeśli zapragnęłam coś kupić.
Dzisiaj jednak najpierw musiałam wrócić do domu, żeby zostawić książki i zameldować się u Adriena. Mimo że daje nam naprawdę dużo swobody to musimy mu mówić o naszych wyjściach, żeby wiedział gdzie jesteśmy. Droga nie była męcząca, a pogoda dopisywała. Gdy podjechałam pod blok, zauważyłam ciężarówkę, która wozi meble, gdy ktoś się przeprowadza. Zdziwiona wjechałam windą na 8 piętro. Weszłam do domu i od razu poczułam, że prędko nie wyjdę. Wujek zrobił swoje popisowe danie, czyli Carbonare.
-Wróciłam! - krzyknęłam wchodząc do małego, ale ładnie urządzonego przedpokoju. Z drzwi kuchni wychyliła się ciemna czupryna.
-A gdzie twój brat? Zrobiłem Carbonare.
-Umówił się z Victorią, pewnie wróci wieczorem. A ja chciałabym pojechać dzisiaj na zakupy
-Ale najpierw zjesz, nie po to tyle się namęczyłem, żeby to wszystko wyrzucić - zmarszczył brwi tak jak zawsze gdy z  czegoś żartował. Tak naprawdę nie obraziłby się za coś takiego,
-Dobrze, nie masz się czego obawiać - uśmiechnęłam się do opiekuna. - Ktoś się wprowadza do naszego bloku?
-Yhym, nawet do naszej klatki, mieszkanie naprzeciwko naszego. Ale zdaje się że zmieniło właściciela - powiedział dosypując coś do garnka, gdy ja usadowiłam się w kuchni przy stole.
-Naprawdę? Myślałam, że facet nie chce tego mieszkania sprzedać. Ba, chyba w końcu chciał się tutaj wprowadzić. Nie wiesz czemu zmienił zdanie?
-A skąd ja mogę to wiedzieć? Widziałem się z nim tylko dwa razy. Za pierwszym razem prawie rozdeptałem jego psa, a za drugim tłumaczyłem dlaczego jego drzwi są wysmarowane Nutellą. W obu przypadkach nie były to zbyt miłe spotkania. Wyjmij talerze i sztućce - rozkazał kończąc temat.
Carbonare Adriena jest wyśmienite. Gdy już zjadłam i puścił mnie wolno, znalazłam wszystkie potrzebne mi rzeczy do wyjazdu. Torebka, telefon, portfel i mnóstwo różnych "niesamowicie potrzebnych" rzeczy. Miałam zamiar jechać do galerii handlowej, która znajdowała się około 100km od naszego miasteczka. Czyli moim tempem godzina drogi. Jechałam kupić coś na urodziny bratu. Nie miałam jeszcze żadnego pomysłu, ale stwierdziłam, że pochodzę po sklepach i na pewno coś wpadnie mi w oko. Był piątek, więc nie musiałam się spieszyć.
Podczas drogi nie spieszyłam się jednak za bardzo, bo była piękna pogoda i przyjemnie się jechało. Po zostawieniu mojego garbusa na parkingu podziemnym wjechałam windą na parter galerii. Zastanowiłam się chwilę i stwierdziłam, że kupię bratu koszulę, a do tego coś słodkiego. Uwielbiał słodycze, więc pewnie z tego ucieszy się bardziej niż z ubrania, ale co tam. Podążyłam do najbliższego sklepu z ubraniami dla mężczyzn. Podeszłam do jakiegoś wieszaka i się rozejrzałam. Nie widziałam jednak nic, co by mnie interesowało. Odwróciłam się energicznie i na kogoś wpadłam. Okazało się, że osobą przeze mnie nadepniętą był wysoki facet, więc wbiłam mu się w pierś.
-Och, bardzo przepraszam, nie zauważyłam pana - zerknęłam w stronę głowy mężczyzny i skamieniałam. To Severin Wood, najlepsze ciacho w mojej szkole wśród nauczycieli.
-Nic się nie stało - uśmiechnął się lekko w odpowiedzi, wydawało się że mnie nie poznał. Stwierdziłam, że szybko powinnam się ewakuować.
Zawsze gdy profesor Wood był w pobliżu czułam się zagrożona. Nigdy nie byłam w stanie sprecyzować dlaczego. W klasie pełnej uczniów nie przeszkadzało mi to aż tak. Ale teraz gdy z bliska zobaczyłam jego hipnotyzująco zielone oczy poczułam to wyraźnie. Myśli przemykają mi szybko przez głowę. Staram się wyjść ze sklepu nie sprawiając wrażenia jakbym uciekała, choć właśnie tak się czułam. Zdecydowanym krokiem zmierzam do ruchomych schodów żeby pojechać na najwyższe piętro galerii. Tam powinnam coś znaleźć. Znajdę się też daleko od dziwnego nauczyciela. Zastanawiam się dlaczego nauczyciel tak na mnie pływa. To dziwne. Gdy dzieliłam się moimi przeczuciami z bratem, stwierdzał, że po prostu panikuję. Może miał rację...
Otrząsnęłam się z zamyślenia, gdy dotarłam do upatrzonego sklepu. Tak, ten wyglądał na taki, który sprosta moim zachciankom. Wszędzie ciemne kolory, sprzedawca z tatuażami. Mój brat jest metalem w czystej postaci. Po jakiejś godzinie poszukiwań znalazłam to, czego szukałam. Czarna koszula z logiem Iron Maiden na plecach. Powinno mu się spodobać, bo ostatnio często ich słucha. Następnie poszłam do cukierni po jakieś łakocie. W galeriach jest wszystko, w tej mieli nawet basen z sauną.
Zadowolona z zakupu udałam się do samochodu. Jednak na parkingu poczułam się dziwnie. Ciarki przeszły mi przez plecy. Na moment zwolniłam kroku żeby wyciągnąć kluczyki, ale od razu przyspieszyłam. Dyskretnie rozejrzałam się idąc w stronę samochodu i udając, że robię coś na telefonie. Kątem oka zauważyłam gapiącą się na mnie postać...